Marta i Iza

Jeśli zastanawiacie się, czy zawarcie związku partnerskiego, który w twoim własnym kraju znaczy tyle co nic, robi jakąś różnicę - nasza odpowiedź brzmi: robi. Okazuje się, że to bardzo wiele zmienia, kiedy w rozmowach z ludźmi zaczynasz używać sformułowania “moja żona”.

No bo małżonka to jednak, jakby nie było, sprawa poważna. Żonie mało kto podskoczy, drodzy czytelnicy, żonę zatem zdecydowanie warto mieć.

Na pewno jesteśmy zaskoczone tym, że po zwyczajowych wyjaśnieniach w temacie “ale jak wy to, aha, ale czy w Polsce to się liczy?”, dość często następuje zdziwienie, że nie, nie liczy się w ogóle. “Ale tak w ogóle się nie liczy? O rany, to bez sensu!”. Też ubolewamy w tym momencie, że bez sensu, ale czujemy jednocześnie, że właśnie przesypało się jakieś kolejne małe ziarenko społecznej świadomości.

W sierpniu obchodziłyśmy naszą pierwszą rocznicę ślubu. Akurat pływałyśmy jachtem po mazurskich jeziorach. Punktualnie o godzinie “zero” ktoś wyciągnął spod pokładu gitarę i załoga odśpiewała nam “sto lat”, a potem w porcie był toast szampanem wznoszonym w duraleksie. Czy można chcieć fajniejszej rocznicy?

 

Marta Piotrowska

PS Marta i Iza pobrały się w 2016 roku w Berlinie.