Marcin Wiącek, Rzecznik Praw Obywatelskich, opublikował opinię w sprawie rządowego projektu ustawy o związkach partnerskich. Jeśli mając w pamięci działania RPO w trakcie PiS-owskiej nagonki, spodziewacie się, że w tekście wybrzmiał głos sojuszniczego wsparcia z odwołaniem do międzynarodowych standardów praw człowieka, czeka was rozczarowanie.
Opinia jest zaskakująco zachowawcza. Odwołuje się do niezwykle wąskiej interpretacji obowiązków Polski wobec obywateli i obywatelek, które wynikają z wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Konstytucji RP. Jest też miejscami wewnętrznie sprzeczna, deklarując na przykład troskę o dobro dzieci wychowywanych przez pary zawierające związek partnerski, ale ignorując potrzebę rozszerzenia zapisów w proponowanym projekcie, by realnie zabezpieczyć sytuację takich rodzin. W skrócie RPO pisze, że:
Podsumowując — zdaniem RPO projekt Ministry Kotuli jest akceptowalny, choć ma błędy i umożliwia oszustwa podatkowe, wyroki Trybunału Polska może wykonywać w jak najmniejszym zakresie, o równości małżeńskiej nie ma co gadać, a pary tej samej płci mogą liczyć jedynie na związki partnerskie, które muszą być okrojone, bo tak każe Konstytucja.
Chcecie wiedzieć, jak wygląda opinia prawna, która — w przeciwieństwie do tekstu RPO — dostrzega potrzeby naszej społeczności i rodzin? Zacytujmy wystosowany w listopadzie do premiera Tuska list środowisk prawniczych, w którym grupa prawników i prawniczek apeluje „o jak najrychlejsze przedstawienie projektu ustawy gwarantującej prawa par jednopłciowych oraz prawną opiekę ich dzieci”.
„Wprowadzenie związków partnerskich nie godzi w konstytucyjną ochronę małżeństwa. Byty prawne o celu zbliżonym do innych nie wykluczają ochrony swoich odpowiedników, a zwłaszcza w sytuacji, gdy instytucja małżeństwa pozostaje nadal zamknięta dla osób tej samej płci.
(…) konstytucyjny zakaz wszelkiej dyskryminacji (artykuł 32) odczytany łącznie z nakazem prawnej ochrony wolności człowieka (artykuł 30), a także życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (artykuł 47) zobowiązują władze państwowe do jak najszybszego rozwiązania tej kwestii”.
Przez całe lata Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich było dosłownie jedyną instytucją państwa polskiego, do której osoby LGBT+ mogły zwrócić się z prośbą o pomoc z przekonaniem, że zostaną potraktowane z godnością i w odniesieniu do międzynarodowych standardów w dziedzinie praw człowieka. Gdy stanowisko RPO piastował Adam Bodnar, Biuro nie tylko rozpatrywało skargi, ale również przyłączało się do postępowań i przygotowywało rekomendacje, które jasno wskazywały na potrzeby naszej społeczności. Prawo traktowano jako instrument, który ma służyć ludziom, a zwłaszcza chronić osoby narażone na nierówne traktowanie z powodu systemowych braków i celowych, podyktowanych względami czysto politycznymi zaniedbań ze strony instytucji państwa.
Dziś to już chyba nie jest „nasz rzecznik”. To jedynie urzędnik.