“Dlaczego ci LGBT boją się debaty?” Czyli czemu nie dyskutujemy o swoich prawach z osobami, które na nas szczują

“Dlaczego ci LGBT boją się debaty?” Czyli czemu nie dyskutujemy o swoich prawach z osobami, które na nas szczują

Pod koniec czerwca toruński Instytut Dyskursu i Dialogu ogłosił, że organizuje debatę o „sytuacji osób LGBTQ w Polsce” oraz przedstawił pierwszego panelistę — „dziennikarza i blogera naukowego” Łukasza Sakowskiego. To, że pod postem na stosunkowo niewielkiej stronie Instytutu na Facebooku zostawiono ponad 1,2 tys. komentarzy, powinno zobrazować skalę oburzenia. Krótko mówiąc: zaproszenie tego konkretnego gościa do debaty o prawach osób LGBT+ było dla tych właśnie osób kontrowersyjne, bo Sakowski stał się w ciągu ostatnich paru lat jednym z najgłośniejszych działaczy anty-trans w Polsce — choć regularnie krytykuje też ogół aktywizmu LGBT+. Reakcja Instytutu była idealnie symetryczna: mniej emocji, więcej dialogu, a wszystkim będzie żyło się lepiej.

Kiedy sprawę nagłośniono w środowisku bliższym Sakowskiemu, obok głosów miażdżącej krytyki pojawiły się opinie, że niechęć do debaty jest wręcz dowodem na to, że osoby trans nie mają racji i nie będą umiały obronić swoich poglądów w starciu z rzeczowymi argumentami. To przekonanie jest nie tylko mylne, ale przede wszystkim niebezpieczne.

Nie piszemy tutaj o tym, czy Łukasza Sakowskiego można nazywać działaczem anty-trans, bo dla zainteresowanych tematem powstały już teksty¹²³ analizujące jego wypowiedzi i kłamstwa na temat osób transpłciowych. Bloger oczywiście odpiera zarzuty, twierdząc, że są jedynie dalszą częścią kampanii nienawiści wobec niego, bo trans aktywiści chcą go zniszczyć. Jednocześnie otwarcie nazywa tranzycję „okaleczeniem” albo pisze o „korelacji” trans aktywizmu i pedofilii. Wyjaśnijmy, dlaczego takie wypowiedzi wskazują na silne uprzedzenia i podają w wątpliwość jego rzetelność.

Walka z dezinformacją ma to do siebie, że często wymaga znacznie większych nakładów czasu i wysiłku niż sianie propagandy, którą się kontruje. Osoba, która zajmuje się szerzeniem manipulacji, nie będzie przejmowała się tym, czy stawiane przez nią oskarżenia są usprawiedliwione, a stwierdzenia oparte na racjonalnych przesłankach. Żeby obnażyć dezinformację, trzeba dokładnie wyjaśnić każde przekłamanie. Robienie tego w czasie rzeczywistym jest po prostu niemożliwe. 

Wyobraźmy sobie, że w debacie pada kontrowersyjne stwierdzenie, które porusza emocje słuchaczy, bo wywołuje strach — na przykład przed niepożądanymi skutkami tranzycji — a jego źródłem ma być rzekomo badanie naukowe. Nie ma takiej osoby, która znałaby na pamięć każdy tekst dotyczący tematu i potrafiła ocenić na zawołanie, czy dane twierdzenie jest prawdziwe, faktycznie pochodzi ze wspomnianego źródła, a samo źródło jest rzetelne. Nikt nie przerwie publicznej dyskusji, by poświęcić godziny na dokładne przeczytanie tekstu akademickiego i sprawdzenie, czy rzeczywiście można z niego wyciągnąć taki sensacyjny wniosek. Czas na to będzie dopiero długo po rozmowie, gdy słuchacze już dawno uznają, że skoro jeden rozmówca nie potrafił wyjaśnić, czy i w jaki sposób drugi manipuluje danymi, to znaczy, że ten drugi miał rację. Jeśli rozmówca taki jak Łukasz Sakowski — umiejący szukać badań i znający język nauki — przyjdzie na debatę z długą listą źródeł, które miałyby potwierdzać jego tezy, rozmowę można właściwie zakończyć już na samym początku. To jak robienie egzaminu z materiału, którego się wcześniej nie zapowiedziało. Nie można podać listy lektur tuż przed sprawdzianem z tych właśnie lektur.

Przypisywanie społeczności LGBT+ autorytarnych zapędów i niechęci do dyskusji jest popularne, bo ludzie często nie rozumieją, jak wycieńczające emocjonalnie i intelektualnie jest debatowanie o swojej godności i o tym, czy jest się osobą chorą psychicznie, zboczoną, zasługującą na równe traktowanie albo potencjalnie niebezpieczną dla dzieci i rodzin. Takie dyskusje można ubrać w pozory troski i naukową otoczkę: „homoseksualność to nic złego, ale dzieci do prawidłowego rozwoju potrzebują matki oraz ojca”. „Osoby transpłciowe istnieją, ale przed decyzją o tranzycji trzeba im próbować pomóc inaczej”. 

Niechęć do pokazowej debaty z osobami, których nierzetelność i dogmatyzm były wielokrotnie opisywane, nie jest wcale domeną osób LGBT+. Tydzień temu amerykański Twitter żył wizją potencjalnego starcia antyszczepionkowca (i, o zgrozo, kandydata prezydenckiego) Roberta F. Kennedy Jr. z naukowcem Peterem Hotezem. Areną miałby być najpopularniejszy podcast świata, który prowadzi komentator Joe Rogan. Naukowiec wielokrotnie odmawiał, tłumacząc, że nie da się debatować z kimś, kto neguje naukę. Tu nie chodzi wyłącznie o sprzeciw etyczny. Ktoś, kto nie trzyma się tych samych zasad, może bez skrupułów kłamać i manipulować, wychodząc w oczach nieświadomych widzów na eksperta takiego samego jak osoba, która w imię nauki powie „nie wiem” albo „nie potrafię teraz tego zweryfikować”. Nauka nie polega na tym, że podaje się dłuższą listę badań.

Jest duże pole do dyskusji o tym, jak różnimy się wewnątrz społeczności LGBT+, a co jest naszym wspólnym celem. Możemy rozmawiać z tymi osobami, które nie są w pełni przekonane do aktywizmu i nie czują się komfortowo na marszach równości. Możemy się nawet kłócić, a potem godzić, bo tak wyglądają zdrowe relacje międzyludzkie. To, czego odmawiamy — konsekwentnie, a często nawet jednym głosem jako społeczność — to udawanie, że przekonanie jednego ekstremisty do zejścia ze złej drogi jest ważniejsze niż godność, bezpieczeństwo i interes społeczny całej grupy ludzi. Osoby LGBT+ szukają i tworzą własne przestrzenie, żeby móc przebywać w miejscach publicznych bez strachu i będąc w pełni sobą. Odwiedzając tęczowe przestrzenie i wydarzenia, chcemy wyłączyć ciągłą czujność. Kiedy w tych samych przestrzeniach jako gość ma pojawić się ktoś, kto w naszym istnieniu upatruje zagrożenia i kłamie na nasz temat, by ograniczyć nasze prawa, „zaproszenie do dyskusji” jest tak naprawdę odebraniem nam tego poczucie bezpieczeństwa. 

Łatwo jest żądać debaty, kiedy nie ma się na niej nic do stracenia, a można nawet coś ugrać cudzym kosztem. Jeśli jednak wiemy, że na szali są nasze prawa człowieka i dostęp do medycyny — a pomysł zakazania tranzycji nastolatków już pojawił się w Polsce i Sakowski jest jego zwolennikiem — ostatnią rzeczą, jakiej chcemy, jest wzmacnianie głosów ludzi, którzy konsekwentnie i z premedytacją pracują nad tym, żeby żyło nam się gorzej.

 

¹ Marcelina Jeziorko i Michał Kiełbiński opisali niektóre manipulacje Łukasza Sakowskiego na łamach Magazynu Kontakt

² Twierdzenia blogera doczekały się też opracowania na portalu fakenews.pl

³ Swoje stanowisko wobec retoryki stosowanej przez Sakowskiego zabraliśmy już wcześniej

 

 

W najbliższych miesiącach będziemy przybliżać wątki, których używa się do manipulacji i dezinformacji przeciwko osobom LGBT+. Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.