Outing – komentarz

Outing – czyli mówienie o czyjejś orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej bez zgody tej osoby – może się podobać.

W dzisiejszej Gazeta Wyborcza znajdziecie artykuł, w którym para dziennikarzy dokonuje outingu jednego z wysoko postawionych sędziów, zaangażowanych w demontaż systemu sprawiedliwości w Polsce. Skrupulatnie opisując epizod załamania nerwowego swojego “bohatera”, autor i autorka oznajmiają czytelnikom również jego nieheteroseksualność – ich zdaniem tajemnicę poliszynela wśród mocodawców z PiS. Jego orientacja i problemy psychiczne trafiają do jednego worka z etykietą “prywatne ekscesy”.

Outing – czyli mówienie o czyjejś orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej bez zgody tej osoby – może się podobać. W końcu mowa o człowieku, któremu trudno współczuć i łatwo potępić. Jak dowiadujemy się z tekstu jest mobberem, karierowiczem i hipokrytą. Czynnie działającym na rzecz swoich politycznych zwierzchników koniunkturalistą, który najpierw oświadczył, że Artykuł 18 Konstytucji RP nie zakazuje równości małżeńskiej, a następnie złożył samokrytykę (o czym zresztą pisaliśmy w listopadzie 2018 r.).

Czy w przypadku takiej postaci outing można uznać za zasłużoną karę?
Nie, nie można, bo w outingu nigdy nie chodzi o tego czy innego hipokrytę, tego czy innego funkcjonariusza “dobrej zmiany”, a o całą społeczność LGBT+ w Polsce.

Jeśli zgadzamy się na outing, zgadzamy się na to, żeby o osobach LGBT+ pisać w kategoriach sensacji i “ekscesów”.
Zgadzamy się na to, że każdy i każda z nas może być szantażowana, a nasza tożsamość może być użyta jako broń przeciw nam samym.
Zgadzamy się na to, żeby nasze życie było instrumentem w walce politycznej, narzędziem łamania kariery i charakteru.
Zgadzamy się wreszcie na to, żeby dziennikarze medium, kreującego się na ostoję najwyższych standardów etycznych obwieszczali, że “iksiński jest gejem i złym człowiekiem”, jak gdyby samo bycie złym człowiekiem nie wystarczyło, żeby tekst się klikał.

Tak, informacja o partnerze jest w artykule podana mimochodem. Tak samo, jak przekazanoby informację o partnerce, o żonie. Czy nie o to nam chodzi? O normalizację związków osób tej samej płci? O to, że wszyscy jesteśmy tacy sami? Czy nie mówienie o partnerze, zamiana na „bliską osobę”, to nie jest właśnie potwierdzenie, że bycie niehetero jest złe i nie powinno się o tym mówić?
Znowu – nie. Nie w Polsce, nie w 2020 roku, nie kiedy na całym świecie popełniane są przestępstwa motywowane uprzedzeniami, nienawiścią. „Terapie”, gwałty, morderstwa, pobicia, samobójstwa. Prawo do opowiedzenia swojej historii powinno być naszym podstawowym prawem. Wszystkie inne nam się „nie należą”. Państwo nas nie chroni, nie wspiera, a często wręcz obraża i odrzuca. Nie zgadzamy się na odebranie nam jedynej rzeczy, nad którą w kontekście naszej orientacji i tożsamości mamy kontrolę.

Zanim ucieszymy się, że przenikliwi dziennikarze utarli nosa temu, czy innemu hipokrycie, pomyślmy o nastolatkach LGBT+ i ich strachu przed tym, że “ktoś się dowie”. Strachu, który nagłówki o “ekscesach” tylko podsycają. Każdy sensacyjny tekst, każda powtarzana z wypiekami ploteczka, każdy nienawistny komentarz pod takim artykułem, to kolejna żyletka, kolejny sznur.

Zgoda na outing to zgoda na przemoc, a przemocy nam już w Polsce naprawdę wystarczy.

———

Nie jesteśmy w Miłości w tej sprawie jednomyślne i jednomyślni. Zdajemy sobie sprawę, że ta debata nadal się toczy – nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.